niedziela, 16 listopada 2014

Różowo, słodko... po prostu landrynkowo :-)

Lalaloopsy to chyba po nocach zaczną mi się śnić... Zresztą już się śnią :-) Fryzury, sukienki, buciki.... Pewnikiem skutek to tego, że za dużo czasu z nimi spędzam. I choć je bardzo kocham, to cierpię na chwilowy przesyt... Bo czy ktoś widział, żeby trzy tygodnie ślęczeć nad jedną lalą?!
Przedstawiam Wam Landrynkę... Zamówiona ponad rok temu...:
- Ciociu, zrobisz mi taką lalę?
- Zrobię :-) A jaka ta lala my być, Lenka?
- Różowa, Ciociu, różowa :-)
...najpierw miała być w wersji, że tak brzydko powiem, szmacianej. Potem koncepcja się zmieniła, bo Ciocia nauczyła się robić lalaloopsy na szydełku, ale czekała na okazję. Okazja przyszła, dziewczątko obchodziło urodziny i Landrynka miała być prezentem urodzinowym. A ja jakoś weny nie miałam... Po święcie dwa tygodnie już minęły, a lala dopiero gotowa... No cóż, lepiej późno niż wcale, prawda?
Nosiłam się z takim zamiarem już od dawna, ale jakoś nie byłam do tego przekonana, żeby wypróbować inną włóczkę niż Dora. Jednakże ostatnie doświadczenia skłoniły mnie do tego, by przełamać swoje opory i Landrynka powstała z YarnArt Jeans. W tej włóczce się po prostu zakochałam, można ją tulić i miziać bez końca i chyba z tego zachwytu za małą głowę lali zrobiłam... Jednakże jak samo imię wskazuje, Landrynka jest słodka :-) Mam nadzieję, że to nie tylko moje zdanie...


Z kolegą Rysiem :-)




1 komentarz:

  1. Podziwiam twoje maskotki, są cudne, takie dopracowane :) Zapraszam do mnie na kolorowe-szydelkowe.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń