poniedziałek, 2 grudnia 2013

Nie tylko na łące...

...rosną maki. Na mojej ścianie też ;-)
Żeby nie zwariować w trakcie produkcji seryjnej kapturów, wymyśliłam sobie upiększanie mieszkania. Postanowiłam poddać metamorfozie ścianę, która będąc narażoną na nieustanne kontakty z żelazkiem, już w bardzo krótkim czasie po remoncie dorobiła się dołeczków (w tym przypadku jednak niezbyt urodziwych) i obtłuczeń. Dodatkowo, po gruntowaniu, pojawiły się efektowne zacieki :-)


Przed eksperymentami malarskimi :-)

Wybrałam się do sklepu po farby i po raz kolejny w swoim życiu przekonałam się, że za głupotą chyba stałam w kolejce, a nie za rozumem. Wyrzuciłam stare puszki po farbie, a nie spisałam numeru koloru! Na oko, to można sobie cienie nakładać, a nie farbę kupować... Córka od razu mówiła, że nie taki odcień wybrałam, ja jednak byłam przekonana, że mam dobre oczy :-D Oj, myliłam się i ten błąd kosztował mnie trochę więcej pracy i pieniędzy. W końcu jednak ściana zaczęła nabierać wyglądu...




Eksperymentów ciąg dalszy...

...by wreszcie osiągnąć zamierzony efekt! Na naszej ścianie wyrosły maki :-)





Metamorfoza zakończona :-)

Fotograf ze mnie marny... Nie wiem, czy do końca udało mi się uchwycić fakt, że bejca, którą pokryta jest ściana ma kolor srebrno-złoty. W każdym razie ma :-)

2 komentarze:

  1. Świetny pomysł :) a efekt rewelacyjny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Czasami się zastanawiam, czy nie minęłam się z powołaniem ;-)

      Usuń