A tak na poważnie - plany były wielkie, a wyszło tak jak zwykle... Przed Świętami dopadło mnie choróbsko i uniemożliwiło zróżnicowaną twórczość. Zatem linię produkcyjną u Mikołaja opanowały kaptury, bo tylko to byłam w stanie robić. Reszta planów nadal leży odłogiem, bo w międzyczasie inne wyzwania trzeba było podjąć. Sporo się działo :-)
Oczywiście, jak to zwykle u mnie bywa, niektórym kapturom zapomniałam zrobić fotki :-( Została mi po nich tylko włóczka, więc dołączam zdjęcie poglądowe :-)
W tej jasnej się zakochałam... Jest całkiem inna od jej koleżanek, mięciuteńka w dotyku, przytulaśna... Już sobie zaplanowałam, że w sezonie jesiennym zrobię sobie coś i dla siebie z tego cudeńka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz